26 października 2012

Panienka z Okienka.. z frytkami.


Dziś rzecz o frytkach właśnie.


Kieruję się na ul. Polną 22. Rok akademicki jeszcze się nie zaczął, ale średnia wieku klientów Okienka nie daje zapomnieć, o znajdującej się niedaleko Politechnice Warszawskiej. Choć zdarzały się wyjątki, zarówno zaniżające, jak i zawyżające ową średnią (mam na myśli jedynie chłopaczka, niech się Pani Mama nie złości, że ją od wiekowych wyzywam :-) ).


Zanim staję przy okienku czytam znajdujące się na witrynie, stylizowane na retro plakaty. W lekki i żartobliwy sposób przedstawiono na nich historię frytek.
"(...) Zima przyszła jak u nasz czasem przychodzi i wszystko pomroziła. Dzieciaki na łyżwy, a ich starzy w głowę zaszli, co tu teraz na olej wrzucić.
Wzięła tedy babka ziemniaka, obrawszy pocięła na kształt tych rybek malutkich i w tłuszczu smażyć poczęła, a mąż solą posypał(...)
Podczas WW1, a dla tych, co nie grają w Call of Duty - Pierwszej Wojny Światowej, amerykańscy żołnierze, dali się zwieść francuskiemu językowi, który był akurat w belgijskim wojsku używany i przysmak nazwali French Fries( ..)
To chyba bujda, ale nam się podoba więc ją zostawiamy powyżej jako wersję oficjalną, a nieoficjalnie tutaj szybko, malutkim tekścikiem wyjaśniamy:
Prawda jest o wiele prostsza, przynajmniej jeśli idzie o "french fries" , french to tyle co kroić w paski. Mówi się jednak, że czasownik french pojawił się już po frytkach, czyli od nich by mógł wręcz pochodzić.
No i taka to robota z etymologią."


Z uporem podkreśla się, że to BELGIJSKIE frytki, a nie jakieś-tam-inne . Na frytkach się znam równie dobrze, co na silnikach aut, więc niech Im będzie. Dla mnie najważniejsze, by były smaczne i nie ociekały tłuszczem.
Nie rozumiem jednak pomysłu ze sprowadzaniem mrożonych, gotowych frytek z Belgii. Nie łatwiej i wygodniej (i taniej?) byłoby nauczyć się techniki ich robienia (zakładam, że i ta nazbyt skomplikowana nie jest) i przygotowywanie ich na miejscu ze świeżych ziemniaków? Who knows.
Na szczęście mimo wszystko, ceny, jak na stolicę i tak są ok. 5złoty zapłacimy za małe frytki ( i ta porcja była dla mnie wystarczająca ), za duże 8zł. Do tego, za każdy sos płacimy osobno po 1zł.
Widząc ich długą listę trudno się ograniczyć jedynie do jednego smaku. I one przygotowane są już na bieżąco, na miejscu.


W środku prostota i żółte akcenty. Okienko nie zapewnia miejsc siedzących, ale można natomiast skorzystać z wystawionych na zewnątrz transporterów po napojach. Ich dno jest idealne do trzymania w nich porcji sosów! :)


Wracając do sosów - próbowałam suszonych pomidorów, które przypominały w smaku pastę na kanapki Lisnera, rozmarynowy, jalapeno (mój faworyt) i andaluzyjski z dodatkiem słodkiej papryki. Wszystkie smaczne, ale mam nadzieję następnym razem (bo oferta sosów zmienia się z dnia na dzień) załapać się na fistaszkowy i lazur :)

  cukier krzepi, frytki lepiej.

Mimo, że staram się unikać takiego jedzenia, to myślę, że jest to dobry pomysł , jeśli już naprawdę nie mamy czasu lub nie chce nam się nic przygotowywać samemu. Nie spodziewajmy się rewelacji i doznać z restauracji El Bulli - dla mnie frytki, to frytki, więc jeśli je lubicie, to i te będą Wam smakować.. 
Najlepiej spotkać się z przyjaciółmi zamówić po porcji frytek na głowę i zamówić nieprzyzwoitą ilość sosów, by się nimi potem powymieniać.


Okienko
ul. Polna 22
Warszawa

2 komentarze:

  1. Nie do wiary, że frytki z Belgii sprowadzają.
    Fajnie się urządzili ale listę sosów mają strasznie nieestetyczną. Marker na białych kafelkach wygląda jak na whiteboardzie.
    My mamy ostatnio fazę na frytki ze słodkich ziemniaków, w ogóle słodkich ziemniaków konsumujemy tony, stęskniliśmy się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi osobiście lista sosów nie przeszkadza, najważniejsze, że była dość czytelna :)
    Próbowałam jedynie chipsów ze słodkich ziemniaków, ale .. bez rewelacji. Jak znajdę w sklepie spróbuję jakiś domowych czarów-marów :)

    OdpowiedzUsuń