27 sierpnia 2013

You can't buy happines..

...but you can buy ice-creams and it's pretty the same thing. 
Chociaż bardzo lubię lody, to nawet w lecie nie kupowałam ich w ilościach hurtowych. Aż do tego roku.
Mamy na Nowym Bytomiu taką cukiernię, którą zna chyba każdy rudzianin, a przynajmniej jeśli już ktoś mówi o dobrych lodach na gałkę, to na 80% ma na myśli właśnie to miejsce. (niektórzy uważają też, że to pralnia brudnych pieniędzy.. ale ciii :-))
Myślę, że gdyby życie było sprawiedliwe, to powinnam dostać u nich Kartę Stałego Klienta ze zdjęciem moich ulubionych lodów jogurtowy. Ale nie jest .. dlatego ZUPEŁNIE bezinteresownie chodzę tam delektować ich smakiem - lekko kwaśnym z posmakiem (no cóż, przestałam się już oszukiwać, że są robione ze świeżych i organicznych składników..) mleka w proszku. Love it or hate it!


Teraz także wiem, że jeśli jeszcze kiedyś zostanę wysłana na "odwyk" do Poznania, to swoje kroki powinnam kierować do Wytwórni Lodów Tradycyjnych. I Wam też polecam to zrobić.
W czasie wakacji panuje tam prawdziwe oblężenie i ludzie ustawiają się w długim ogonie przy małym okienku. Na szczęście dzięki obsłudze wszystko idzie bardzo sprawnie, więc nie martwcie się, że zostawiliście zupę na gazie ;-)


Cena jednej gałki, to 3zł - jak dla mnie ok biorąc pod uwagę jakość lodów. Fajną sprawą jest podanie ilości kalorii, jakie zafundujemy sobie jedną porcją.
Mój wybór padł oczywiście na lody jogurtowe i sorbet z czarnej porzeczki..


Jogurt bardzo mi smakował i zapominając o lokalnym patriotyzmie, przyznaję, że był lepszy od lodów z NB. Większym zaskoczeniem okazał się jednak sorbet!


Smakował dokładnie tak jak czarne porzeczki rwane z krzaka w ogródku mojej babci. Zbieranie ich było wtedy jedną z największych "kar" jakie kilkuletnia Magda mogła sobie wyobrazić i tylko ich jedzenie w systemie dwa dla mnie, trzy do miski ratowało mnie od porzucenia jej w krzakach i ucieczki z krzykiem..
Nie przedłużając - serdecznie polecam Wam Wytwórnie !

Dziwnym zbiegiem okoliczności nawet budynki z pobliżu Wytwórni zdobione są lodami w wafelku!

Wytwórnia Lodów Tradycyjnych
ul. Kościelna 52
Poznań 
Wytwórnia na Facebooku.

21 sierpnia 2013

Cafe La Ruina.

Wymarzyliśmy sobie taką knajpę na pięknej Śródce.


Do Cafe La Ruina trafiamy dość późnym popołudniem, w środku tygodnia. Jest ciepło. Bardzo.
Z boku kawiarni Pan Pracownik bawi się w ustawianie palet, które posłużą za siedziska potencjalnych gości.
Wchodzimy do środka.. Hej! Ale to małe! Nie wiedzieć czemu oczekiwałam większej przestrzeni, może tak zadziałały na mnie zdjęcia z facebookowego fanpage'a ? Fakt - jest ciasno , zaledwie kilka stolików, ale równie przytulnie. Jest w tym wnętrzu również coś, co natychmiast kojarzy mi się z Ameryką Południową. Może kolory? Wokół widać wiele, pozornie niepasujących do siebie, przedmiotów i dupereli. Miejsce bez zadęcia, trafiony punkt na spotkanie z przyjaciółmi przy małej czarnej (lub jednej z polecanych kaw, z którymi nie miałam odwagi się zmierzyć) i kawałku pysznego ciasta.


I jeśli już jesteśmy przy słodkościach, to ich mały wybór trochę mnie rozczarował. Miła dziewczyna zza baru zaproponowała nam kruche ze śliwką lub sernik gruszkowo-cynamonowy. Nic na słono nie mamy, bo nie wyrabiamy z pieczeniem słodkości. Może to jednak kwestia dnia tygodnia i wybór w weekend jest większy? Nie wiem. Wiem za to, że choć skromny, to uszy zatrzęsą Wam się z przyjemności po spróbowaniu czegokolwiek byście wybrali z tego, co "upiekli, upichcili(...) na miejscu, w małej kuchni". Cena jedynie mogłaby być niższa, bo za kawałek słodkiego ciasta każą sobie słono płacić - 13zł.


Do wyboru mamy także spory wybór kaw w cenach od 5 - 15 zł. Fajną sprawą jest możliwość wyboru ziaren, z których ów kawa ma być przygotowana.
Dla tych, co jej nie lubią są jeszcze herbaty organiczne, czekolada na gorąco, wino i kilka pozycji piw z małych browarów.


Cafe latte. (na które musiałam trochę poczekać w miarę, kiedy na zewnątrz knajpy rozsiadali się nowi goście)


Największy dla nas komplement to Wasze powroty.
Wróciłabym chętnie. 

Cafe La Ruina
Śródka 3
Poznan, Poland
Cafe La Ruina na facebooku (świetnie prowadzony fanpage!)


14 sierpnia 2013

Look at the moon, it’s a blueberry night. Look at the sun, it’s a strawberry one.

Jak tu nie ulec pokusie, kiedy zaczyna się sezon na świeże borówki. Ich słodko-kwaśny smak, tak jak i czarnych porzeczek ,czy jagód, zawsze kojarzy mi się z pełnią lata - upałami, słońcem i poczuciem, że cały świat zwolnił tempo.

W końcu mam szansę podzielić się przepisem z Moje Wypieki - sprawdzonym wielokrotnie (zawsze jednak zamiast oleju dodaję roztopione masło, a w miejsce śmietany gęsty jogurt naturalny)
Babeczki wymagają niewielkiego wkładu pracy, po prostu łączymy mokre składniki z suchymi, a końcowy efekt, to wilgotne, puszyste i - that's right! - pyszne babeczki.
Tym razem skusiłam się też na cytrynowo-imbirową kruszonkę, którą świetnie podkreśla smak owoców. Jedne z najlepszych kombinacji, jakie jadłam ( 3 razy w ciągu jednego tygodnia! :D )

Muffinki z borówką amerykańską i cytrynowo-imbirową kruszonką. 

* przepis bazowy z bloga Moje wypieki
składniki na 12 sztuk

ciasto:
250g mąki pszennej 
2 łyżeczki proszku do pieczenia 
ok.130 g cukru 
140ml jogurtu greckiego 
120g roztopionego masła
2 jajka
otarta skórka z 1 cytryny
300g świeżych, umytych borówek amerykańskich (lub jagód)

kruszonka:
50g schłodzonego masła
2-3 łyżki cukru 
starta skórka z 1 cytryny
1 płaska łyżeczka imbiru
6 łyżek mąki 


Piekarnik rozgrzewamy do 200C.
W jednej misce zmieszać suche składniki - mąkę, proszek do pieczenia, cukier oraz startą skórkę z cytryny (cytrynę należy wcześniej sparzyć, by pozbyć się wosku). Roztopione, ostudzone masło mieszamy widelcem z jajkami i jogurtem greckim, kiedy wszystko się połączy wlewamy całość do suchych składników i znów mieszamy. Masa będzie gęsta i ciągnąca się. Dodajemy umyte owoce, całość delikatnie mieszamy, żeby ich nie uszkodzić. Odstawiamy ciasto na bok.


Przygotowujemy kruszonkę. Wszystkie składniki zagniatamy w misce koniuszkami palców, aż zacznie się formować kruszonka.
Ciasto rozdzielamy pomiędzy 12 papilotek, posypujemy dużą ilością kruszonki.


Wstawiamy do piekarnika na 20-25 minut, aż ich wierzch się zarumieni.
Przed zjedzeniem musimy poczekać, aż ostygną... (a to wcale nie takie proste, kiedy całe mieszkanie tak słodko pachnie! mi ta "sztuka" rzadko się udaje.. bardzo rzadko. )


Smacznego !




10 sierpnia 2013

It's a beautiful day, so I think we should go outside.

Poznań, poza byciem "miastem doznań", jest też niewątpliwie miastem tramwai. Podczas miesięcznego odwyku od autobusu i ODBICIU wielu biletów pozazdrościłam mieszkańcom szybkiej komunikacji miejskiej i za każdym razem z ironicznym uśmiechem słuchałam narzekań typu "kolejny tramwaj będzie dopiero za 5 minut". Ykhm. Zapraszam w takim razie na Śląsk (a już na pewno do Rudy.. ) na kurs cierpliwości.


Panowie na przystanku konsumowali książki z miejskiego regału książkowego.. jak wskazywał otaczający ich zapach - była to przerwa w konsumpcji alkoholu. Ale dobrze - niech czytajO!


Witryna wydawnictwa Znak.


Egzamin z czytania ze zrozumieniem.


Fragmenty Starego Browaru.

 
A na koniec poznańska Arena.

7 sierpnia 2013

"Poznań - miasto doznań."

Wróciłam!
Miesięczny pobyt w Poznaniu - pełen wrażeń, śmiechu i kreatywnej pracy - zakończony. Nie tylko ja wróciłam "na swoje miejsce", ale również laptop, aparat i cały sprzęt, który przez ten czas prawie nigdy nie był ze mną (i piekarnikiem!) w komplecie. Dzięki temu ominęło mnie słodkie świętowanie 2 urodzin bloga i mojego ćwierćwiecza, ale co się odwlecze.. to się ostatecznie i tak upiecze!
Nie obiecuję jednak, że nowe posty będą pojawiać się z zawrotną częstotliwością, bo niestety moja wena jest stereotypową kobietą i ma swoje humory. :-)

A w dzisiejszym poście zapraszam Was na poznański rynek i okolice.