2 lipca 2012

Cieszyn.


"Jedziemy, nic nie musimy, byle pogoda dopisała !"
Czyli bez pośpiechu, z planem bliżej nieokreślonym, wybrałyśmy się do Cieszyna, żeby przekonać się, co ominęło nas poprzednim razem, kiedy to z ciężkimi torbami przebiegałyśmy przez jego centrum , by zdążyć na pociąg do Pragi.


Pogoda, jak widać, była po naszej stronie. Znalazłyśmy bardzo fajną piekarnię i jeśli dobrze pamiętam, to nazywała się "Bagietka". Na metalowych wózkach wyłożone były świeże bochenki chleba, a my skusiłyśmy się na mięciutkie, drożdżowe jagodzianki :-)
Zaczęłyśmy krążyć po okolicy , trochę bez celu, z nadzieją, że największe atrakcje same nas znajdą. Same natomiast znalazłyśmy kawę.


Kierując się na Wzgórze Zamkowe minęłyśmy antykwariat - ja próbowałam zrobić zdjęcie, a z wewnątrz wyłonił się właściciel i "zaciągnął" nas do środka. Dzielni wysłuchałyśmy wykładu z historii Śląska :-) W jednej ze skrzynek znalazłam stos.. sztućców , zapytałam się o cenę ; "to niech Panienka, wyłoży na stół, to co jej się podoba, a potem ustalimy..". Więc "Panienka" buszowała dalej, aż do momentu, kiedy na jednym z widelców nie zobaczyła ceny "101zł" :-)


Bajki nie są tylko dla dzieci i sprawiają radość w każdym wieku. Prawda?


Małe "kuku" na palcu, to powód dla którego nic kulinarnego się tu nie dzieję. Na szczęście mój aparat z łatwością opanować można prawą dłonią.

 Widok z Wieży na polski Cieszyn, a poniżej na czeską stronę.


Zależało mi na zobaczeniu opuszczonego, żydowskiego cmentarza. Mimo, że leży tuż przy jednym z osiedli, ma się wrażenie, że od kilkudziesięciu lat nikt o nim nie pamięta. Stare nagrobki z uszkodzonymi płytami przechylają się co raz to bliżej ziemi. Bluszcz pnie się po nich, po drzewach, właściwie jest wszędzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz