17 czerwca 2012

Oh, dear Charlotte.


Krakowska kawiarnia jest bliźniaczą siostrą warszawskiej Charlotte. Mimo, że młodsza, przerosła swoją poprzedniczkę - otwarto ją w naprawdę świetnym i dużym lokalu, którego potencjał w pełni wykorzystano. 

Na Plac Zbawiciela zawitałam pewnego przedpołudnia. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, a ja miałam ochotę zrobić niespodziankę mamie i wziąć coś na wynos.
Miejsce od razu mi się spodobało , choć dostrzegłam, że z obsługą musi być coś nie tak. Jak już wspominałam - słońce świeciło, ptaszki śpiewały - a tu na twarzach miny jak bohaterowie z Rodziny Adamsów? Możliwe, że wykazaliby więcej zainteresowania i energii , gdybym dała do zrozumienia, że chcę przelać na ich konto moje dolary, trzymane w szwajcarskim banku i zostawić spory napiwek. Śmiem twierdzić, że wybierani byli jedynie na podstawie zdjęć , by wpasowali się we francuski klimat. Wyszłam i nie wróciłam.. choć wypieki kusiły!

Ale przyszła pora na Kraków. Inne miasto, inne miejsce - a może nóż, łyżka, widelec , nie sparzę się po raz drugi. Przekraczamy z Agą próg kawiarni i widzę uśmiechniętą obsługę. Uf. Uśmiecha się też Aga. 

Rozglądamy się. Centralne miejsce zajmuje ogromny drewniany stół ( który podnoszony jest w porze obiadowej i dostawiane są do niego barowe krzesła, co całkowicie zmienia wygląd lokalu - wielki plus , droga Charlotte!). Piękne, fabryczne lampy zwisają z sufitu. Przeważają szarości, biel i surowe drewno.
Pora śniadań - czuć kawę, a na stole królują koszyki z pieczywem (za 7zł, czyli cena, jak na Kraków chyba przystępna / przyczepiłabym się tylko do makaroników za 4zł. ) i przeróżne "smarowidła", dość tłoczno.
Przychodzi do nas kelner , odbiera zamówienie i koszyczek chleba oraz kawa trafia do nas po niedługim czasie. Jest dobrze. Zaczynamy jeść i jest jeszcze lepiej. Chleb chrupiący, świeży, rogalik francuski delikatny i prawdziwie maślany.. do tego warstwa konfitur - malinowej, pomarańczowej, czy kremu z mlecznej lub białej czekolady i słyszę chór aniołów. Cappucino dobre, chociaż nie zdało "testu pianki" ( bo w cappucino najważniejsza jest mleczna pianka, oj tak! ) była mocno spieniona, ale nie kremowa.. i barista nie pochwalił się umiejętnościami z latte art. Chociaż na kwiatek mógł się "szarpnąć" :-)


Wyszłyśmy zadowolone, gotowe na parę kolejnych godzin chodzenia. Porzuciłyśmy wcześniejszy zamiar odwiedzenia innego lokalu i o 17 witamy się z Charlotte po raz kolejny. Tym razem w celu zapełnienia żołądków. Ludzi było już znacznie mniej, menu obiadowe znacznie się od śniadaniowego nie różni, na stoliku lista win ( oraz kir , który mam zamiar spróbować przy kolejnych odwiedzinach). Zamawiamy kanapki - ja na zimno, z serem i figą ; Aga - na ciepło z mięsem z indyka i żurawiną. Znów nie czekamy długo i znów się zachwycamy smakiem. Dobry dzień !

 Dolny poziom kawiarni.
Pomimo nie najlepszych wspomnień z warszawskiej kawiarni, tej krakowskiej przyznaję 5/5 widelców.

Cafe Charlotte
Kraków
Plac Szczepański

5 komentarzy:

  1. Magdaleno, chcę iść z Tobą do jakieś kawiarni! zrób coś z tym! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. wiec wracaj szybko z tej warszawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszędzie Charlotte i Charlotte, chyba najczęściej pojawiająca się na blogach kawiarnia:). Szkoda, że nie mam możliwości wybrania się tam, żeby przekonać się na własnej skórze jak jest;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Do warszawskiej mnie nie ciągnie już w ogóle.
    Ale myślę, że obie kawiarnie , to "pewniak" - jeśli chcesz zjeść coś dobrego (szczególnie na śniadanie),to wiesz, że to co dostaniesz będzie ci smakować.
    Poza tym oba lokale są mega "fotogeniczne"!

    OdpowiedzUsuń