5 września 2012

Jak ugryźć Kazimierz ?


Jak Kazimierz, to i jego słynne drożdżowe koguty z piekarni Sarzyński. 
Kupione - sprawdzone. Mocno maślane i mięciutkie. Od razu przypomniały mi o moich nieszczęsnych próbach okiełznania drożdżowego ciasta, które jeszcze nigdy tak miękkie nie wyszło. Czy trzeba odwiedzać? Można..

Moją uwagę bardziej przykuły te precyzyjnie zdobione cudeńka. Przykleiłam na chwilę nos do szyby, jednocześnie myśląc, że pewnie są tak słodkie, że niejadalne.
Ale podnosząc głowę widzę uśmiechającą się do mnie matrioszkę! Z entuzjazmem małego dziecka spoglądam na ostatnią sztukę, której do dziś jestem w posiadaniu. Nie zjem, o!

Piekarnia Sarzyński
ul. Nadrzeczna 6 


Przyznam, że przed wyjazdem do Kazimierza spytałam wujka google, czy zna jakieś miejsca, które warto odwiedzić. Przeglądałam, czytałam... Hasło "U Dziwisza" przewijało się w wielu komentarzach i blogowych wpisach. Idziemy tam pierwszego popołudnia i.. Czuję, że to nie dla mnie. Tłumaczę, nim polecą gromy.
Dobrze, rozumiem, że jedni lubią minimalizm i duński klimat, inni wręcz odwrotnie. Ale tu jest wszystkiego tak dużo, że nie wiem na czym skupić wzrok. Mam wrażenie, że naprawdę piękne meble giną wśród jakiegoś kiczu. I co ażurowa chusta, z cekinami robi na ikeowej lampie? Żeby z przypadkowych przedmiotów stworzyć klimat, to trzeba to zrobić z gustem.. i umiarem.
Siedzę chwilę spokojnie i stwierdzam, że jest całkiem przytulnie. Ludzie naprzeciwko i obok zaczytani w lekturze książek i magazynów. Sprawdzam komórkę, żeby pokazać, że też umiem czytać. Zamawiamy kawę - smaczną, ale bez rewelacji. Daje szansę ciastom, którymi łatwo można mnie "przekupić". Pierwsze - szarlotka, zdecydowanie za słodka ( Towarzystwo potwierdza ), drugie : ciasto ze śliwkami, za suche ( Towarzystwo kiwa głową twierdząco ), trzecie : tort migdałowy, najlepszy z nich ( Towarzystwo kradnie tort z mojego talerzyka ).
No więc.. osobiście nie polecam, choć z facebookowego komentarza dowiedziałam się, że najlepiej klimat tego miejsca odczuwa się zimą, przy zapalonych świeczkach i ukrywając się przed chłodem z zewnątrz. Dobre miejsce dla miłośników herbat, których lista w menu jest naprawdę imponująca.

Herbaciarnia Galeria "U Dziwisza"
ul. Krakowska 6

Do "U Fryzjera" trafiamy w porze śniadania. Zamawiamy zestaw śniadaniowy i jajka po benedyktyńsku. Cena ok, jedzenie też ok. W cappuccino brakuję mi kremowej pianki i tęsknie za tą z Ministerstwa Kawy.
Reszta świeża i smaczna. Cały wystrój przyjemny i przemyślany.  Jest klimat, w menu dania kuchni żydowskiej, są domowe przetwory do kupienia, śmieszne tabliczki, stare mapy i zdjęcia Kazimierza, dla rozrywki sobotnie koncerty klezmerskie.
Żałuję, że nie przyszłyśmy wieczorem, bo mam wrażenie, że półmrok sprzyja temu miejscu (np.nie widać zakurzonych ścian - tak, czepiam się, bo i one jakoś pasują do klimatu.. :-) )

Knajpa "U Fryzjera"
ul. Witkiewicza 2

Kolejny kulinarny przystanek - Restauracja "Kwadrans", równie gorąco polecana "w sieci", co wspomniana herbaciarnia. Elegancja-Francja. Choć znów, to miejsce prosi się o wieczór i lampkę wina do towarzystwa. Zamawiamy rosół z kaczki z cielęcymi pulpecikami i parmezanowymi kluseczkami za 12 zł ( Mamo! cielęce?! )Za pstrąga z kolorowym pieprzem, koperkiem i orzechami płacimy 25 zł. Dodatki - ziemniaki (6zł) , czy surówkę z sosem winegret (8zł) trzeba domówić osobno. 
Cena łączna mniej już się nam podoba, a talerz podają lekko uszkodzony.  Co najważniejsze wszystko smakuje.. i to bardzo :-) Sałatka przepyszna, ryba bez zarzutów ( czuję się jak recenzent w przewodniku Michelin) a i do zupy bym się nie przyczepiła, gdyby nie właśnie odkryty fakt, że to były kluski cielęce i że muszę z kimś porozmawiać..

Restauracja "Kwadrans"
ul. Sadowa 7a
I ostatnie już miejsce, to "Zielona Tawerna", która ze wszystkich miejsca CAŁOŚCIOWO podoba mi się najbardziej. Bo jak to się mówi - przez żołądek do serca...

Doskonałe miejsce, żeby schronić się przed deszczem. Przytulne. Pełno w nim ciężkich, drewnianych stołów, kwiatów i zielonych akcentów. Panowie obok dostają ogromną porcję makaronu i już nie jestem "aż tak głodna" a "bardzo głodna".
Najpierw smaczna zupa rybna i rosół. Podniebienie mruczy a oko boli od obitej zastawy ( czy wymiana, uszkodzonych talerzy, to aż taki problem? ) .. ale dopuszczam już tylko te pierwsze "do głosu"..
...gdy zjawiają się one - pierogi ze szpinakiem i sosem z sera pleśniowego. Właściwie, to gdybym miała ten wpis skrócić do jak najmniejszych rozmiarów, to zachwalałabym tylko je. PYCHA. Domyślam się, że były ugotowane, po czym smażone w głębokim tłuszczu. Ciasto przyjemnie chrupało i pękało i w ogóle ogóle.. Ach. Szpinak w połączeniu z sosem zainspirowałby mnie do napisania wiersza ( gdybym umiała pisać! ).
Próbuję jeszcze nietradycyjne ruskie posypane parmezanem i skropione oliwą z chilli, potem makaronu z grillowanym kurczakiem (który został trochę przypalony, przez co cały sos miał lekko nieprzyjemny posmak) i serem pleśniowym. Wracam do swojego talerza i kontynuuje mruczenie. Ceny przystępne. płacimy ok. 26 zł za drugie danie, za zupy 10.
Gdybym miała coś zmienić, to na pewno te lampy.. no i talerze na nowe. Ale miejsce polecam !

Zielona Tawerna
Nadwiślańska 4

Wam życzę miłej środy, a sobie pokonania pierwszego, prawiejesiennego przeziębienia.

2 komentarze:

  1. pierwsze jesienne przeziębienie pokonane!:) z kubkiem herbaty z cytryna cudnie ogląda się tego posta!

    OdpowiedzUsuń
  2. herbata, ciepła kołdra i spokój w mieszkaniu :)

    OdpowiedzUsuń