5 maja 2013

walking in slow motion.

- Maciek, jaka tam w końcu będzie pogoda ?! - pytam pakując ubrania do plecaka i wyobrażając sobie, że fakt, iż z okolic, gdzie jedziemy można zobaczyć Alpy znaczy mniej więcej tyle, co przebywanie na wysokości ponad granicą wiecznego śniegu.
- Nie wiem, przecież o tej porze tam nigdy nie byłem.. - ok , myślę, w takim razie biorę zimową kurtkę. A najlepiej, to wszystko zimowe. Alpy, czy Alaska.. Czarny Las i biały śnieg.. Nie może być tam ciepło, skoro w Polsce Boże Narodzenie wypadło w kwietniu - upewniam samą siebie w duchu.
Przyjeżdżamy na miejsce i jest c i e p ł o! Kurtki nie ubrałam ani razu, za to wyeksploatowałam bluzki na ramiączkach(!), które chyba zapakowałam nie całkiem świadomie.


Miasteczko, w którym się zatrzymywaliśmy - Immendingen - leży na terenie Schwarzwaldu. Dużo uwagi poświęca się w tym rejonie ochronie środowiska i wykorzystaniu odnawialnych źródeł energii. Segregacja odpadów nikogo nie dziwi, a atrakcyjna kaucja zachęca do oddawania butelek i puszek.. Podobamisię! 


Ale przede wszystkim podobają mi się widoki! Wszędzie las, góry, rzeka.. Co prawda, po tygodniu stwierdzam, że mieszkając tam dłużej zanudziłabym się na śmierć, bo rzeczy wcześniej wymienione, to jedyna atrakcja w mieście ( i chyba stąd brak ochoty na wyciąganie aparatu.. ). A, przepraszam! Do listy możemy doliczyć zakupy w Lidlu, który widzieliśmy z okna mieszkania - idealnego punku obserwacyjnego dla (śląskich) kobiet lubiących przesiadywać w oknach i obserwować sąsiadów :-D


Pierwszego dnia ruszamy na wulkan - Höwenegg krater. Do 1979 roku wydobywano tu pokłady bazaltu, doprowadzając do powiększenia, głębokiego na 85m krateru. Podczas mających tam później miejsce poszukiwań archeologicznych znaleziono doskonale zachowane szczątki antycznego konia, Hippariona. (noooo, ejże! może ktoś akurat uzna to za fakt interesujący ;-))


Ze szczytu wulkanu, przy ładnej pogodzie, widać linię Alp.


W kolejnych dniach wybieramy kilka ścieżek spacerowych w lesie i odpoczywamy, jak zasłużeni emeryci.


kolejny post = ładniejsze zdjęcia. (exuse moi, ale dopadła mnie niechęć do wyciągania aparatu. niektórzy nazwą to lenistwem, ale nie! to na pewno była n i e c h e ć ;-))

2 komentarze:

  1. Zupełnie rozumiem, ostatnio dopada mnie coraz częściej. Czasem po prostu mam ochotę widzieć okiem, a nie obiektywem!

    OdpowiedzUsuń