Uwielbiam domowe spotkania ze znajomymi! Równie mocno uwielbiam ich witać czymś pysznym. Zrobiłam już z tego swój mały rytuał, bo zaproszenie kogoś do domu, to zupełnie inna bajka niż spędzenie czasu w ulubionym pubie czy kawiarni..
Wszystko zaczyna się od obmyślenia mini menu. Potem część najmniej przyjemna - sprzątanie. Przygotowania posiłku/deseru pełne są nerwowego oczekiwania. Z niepokojem zerkam do piekarnika czy aby na pewno wszystko idzie według planu. Prawda - nie zawsze tak jest, ale mam szczęście,że wyrozumiałość, to Ich drugie imię :)
Kiedy już wszystko jest gotowe, goście zasiedli, a jedzenie pojawia się na stole. I wiem, że udało mi się przyjemnie Ich zaskoczyć.. wtedy znów mam ochotę wysprzątać mieszkanie , znów zerkać przez szybę w drzwiczkach piekarnia. I kroić, smażyć, gotować, miksować.. a najbardziej mam ochotę jeść i z nimi rozmawiać.
A po drugie, to sama ochoczo przytakuję na propozycję bycia goszczoną! :) Jakiś czas temu Kasia wpadła na pomysł , by rok po naszej wizycie w Paryżu stworzyć nasz Petit Paris w jej mieszkaniu. Na stole pojawiły się (prawie paryskie) crapes , krem kasztanowych i różowe wino (made in France, of course!).
Pysznie i zabawnie.
mmmm...
OdpowiedzUsuńTeż dzisiaj jadłam, tyle że ze szwajcarskim serem! Pyyyycha :)
OdpowiedzUsuńoj Domecka, naleśniki na słono, to moja słabość! wyślij no! :)
OdpowiedzUsuńMmm, chyba będę musiała zrobić naleśniki...
OdpowiedzUsuńA swoją drogą sałatka z gotowanymi w mundurkach burakami wyszła całkiem, całkiem. Z małymi modyfikacjami: bryndza 'od baby' i orzechy laskowe z patelni.
Nie wiem jak to się stało, że dopiero teraz trafiłam na ten blog. Przepatrzyłam kilka stron i jestem zafascynowana Twoimi pasjami!
OdpowiedzUsuńPS
Piękne masz oczy!!!
Pozdrawiam!
uwielbiam nasze spotkania... a te przy różowym winie są poprostu wybitne!;]
OdpowiedzUsuńGosia, pomyślałam o tym samym wrzucając zdjęcia :) Wiesz, że dzięki Tobie pierwszy raz spróbowałam bryndzy? Przez 3 dni, dzień w dzień, była głównym dodatkiem mojego omleta. :D
OdpowiedzUsuńJar of cherry jam, bardzo miło, że jednak w końcu udało Ci się tu 'trafić' :) Za komplementy serdecznie dziękuję.
Pstryku, ... nie wiem czy owa wybitność różowego wina jest wyłącznie pozytywna ;) Ale spotkanie lubię. bardzo. :)
Serio? No to bardzo się cieszę. Muszę Ci teraz podesłać taką z targu, bo te ze sklepu mogą skutecznie zniechęcić. Bryndza sądecka na przykład http://www.osm.mnet.pl/produkty/big/Bryndzakubekduza.jpg ma w sobie 3 E. Ugh.
OdpowiedzUsuńMam w lodowce lody kasztanowe. Bardzo przyjemne. Powinnam sprobowac kremu kasztanowego....i jak nie bede leniwa to nawet nalesniki zrobie! A co!
OdpowiedzUsuńLodów jeszcze nie próbowałam.. nawet o nich nie słyszałam :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie ,że szybko znudziłabym się kremem kasztanowym. Ale naleśniki z nim, raz do roku - bomba!