Ci, którzy odwiedzali mnie jeszcze za czasów "ordinary-snapshots" (powiedziała tonem, jakby od jego zamknięcia minęło co najmniej pół wieku) mogą kojarzyć, że Whitby już się pojawiło.
Zabieram Was w podróż po raz kolejny. Miasto Drakuli ma w sobie urok, któremu mi trudno się oprzeć. Okazjom na ucieczkę z miasta mówię zdecydowane tak!
Pakujcie więc piknikowy koszyk , bierzcie koc pod pachę.. i parawan!
Nie wiem jak się mają sprawy z pogodą w Polsce. Tutaj czuć już chłodny 'oddech' jesieni, choć zdarzają się jeszcze cudne wschody słońca, cieplejsze popołudnia i niedeszczowe wieczory.
Jakie ładne zdjęcia :) Bardzo morskie klimaty, które lubię, a jak na złość mieszkam na drugim końcu kraju, blisko gór :)
OdpowiedzUsuńKuchareczko, łącze się w bólu , tym większym iż mi nawet do gór daleko. Na szczęście dziadkowie wciąż mieszkają na Pomorzu :)
OdpowiedzUsuńoch jak ja bym chciała byc w takim miejscu...( sie rozmażyłam przez Ciebie;p) a te kolorowe domku poprostu są przeurocze!:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, czemu służą te kolorowe domki? Szatnie?
OdpowiedzUsuńKasia, nic straconego. marzenia się spełniają, jeśli się im trochę w tym pomoże :)
OdpowiedzUsuńGosia, tak - przebieralnie. Przeważnie okupowane przez surferów. W ten dzień widziałam ich niewielu..